sobota, 19 października 2013

Rozdział pierwszy.

Nadszedł wyczekiwany pierwszy września. Długowłosa, drobna szatynka przewracała się z boku na bok. Spała niespokojnie. Śniły jej się epizody z wojny, ludzkie tragedie, twarze poległych w walce z zastępami Czarnego Pana. Spod jej zamkniętych powiek pociekły łzy. Zobaczyła zakrwawioną twarz wysokiego, stalowookiego blondyna, patrzącego na nią z niewypowiedzianym bólem.
- Nie mogłeś wtedy inaczej wybrać... - wymamrotała przez sen. Po chwili obudził ją odgłos tłuczonego szkła. Granger otworzyła oczy, rozejrzała się nieprzytomnie, a jej wzrok natrafił na rudego kota, siedzącego na stole w miejscu, gdzie przed chwilą stała szklanka. - Krzywołap? Znowu napsociłeś... Mogłam cię zostawić w Norze, niewdzięczny futrzaku, a jednak po wojnie wzięłam cię z powrotem do domu. Teraz odpłacasz mi się tak brutalnymi pobudkami... - wzrok dziewczyny przeniósł się na wiszący nad kominkiem zegar. Przerażona Gryfonka zerwała się z łóżka. - Zaspałam! Za godzinę muszę być na King's Cross! - kilkoma machnięciami różdżki dokończyła pakować kufer, chwyciła wiszącą na oparciu krzesła szatę z wyszytym na piersi herbem domu Lwa i zbiegła po schodach do kuchni.
- Mamo, zaspałam! Muszę już lecieć na dworzec! - Hermiona ucałowała matkę w policzek. - Jak tata wróci z pracy, powiedz mu, że za nim też będę tęsknić! Krzywołap, chodź tu! - dziewczyna dość niedelikatnie chwyciła kota, wsadziła go do klatki mimo jego głośnych protestów i złapała za uchwyt kufra. Siódmy rok po raz drugi nie może wróżyć niczego dobrego, pomyślała i deportowała się na nieistniejący dla mugoli peron.

***

Po dotarciu na peron niepozorna szatynka bezskutecznie wypatrywała ukradkiem pewnego wysokiego, przystojnego młodzieńca, który natarczywie pojawiał się w jej myślach od czasu powojennego spotkania w Hogsmeade. Niepotrzebnie zawracam sobie nim głowę. Chciałam mu pomóc, pomogłam mu. Czego ja więcej chcę? Na co ja w ogóle liczę? Przecież... to nierealne. Za dużo przeszkód stoi na drodze.
- Hej, Miona! Tu jesteśmy! - okrzyki dawno niewidzianych przyjaciół sprowadziły szatynkę na ziemię. Hermiona niedbałym ruchem odgarnęła swoje niesforne włosy na bok i odwróciła się w kierunku przyjaciół.
- Dobrze was wszystkich widzieć... - uśmiechnęła się i rzuciła się na szyję Harry'emu, następnie ucałowała Ginny i uścisnęła dłoń Rona. Ten ostatni patrzył na nią z fałszywym uśmiechem na ustach.
- No to jak, gotowi na kolejny rok w Hogwarcie? - spytał, patrząc przenikliwie w oczy Hermiony. Przez wakacje ułożył w głowie plan, który miał na celu upokorzenie szatynki przed całą szkołą. Jak ona śmiała mnie zostawić? Byłem dla niej najlepszy. Kto inny w ogóle zainteresowałby się zwykłą szlamą? Podobno widziano ją w Hogsmeade z tą tlenioną fretką. Nie wierzę w to, przecież Malfoy brzydziłby się podać jej rękę... Mogłaby mu co najwyżej czyścić buty. Odkąd Hermiona podjęła decyzję o rozstaniu z Ronem, rudowłosy ją znienawidził. Nie dawał po sobie tego zbytnio poznać, gdyż nie chciał się narażać siostrze i Bliznowatemu, którego również nie darzył większą sympatią z powodu jego rosnącej sławy, której tak bardzo mu zazdrościł.
- Gotowi. - Hermiona z Ginny spojrzały na błyszczącą lokomotywę z herbem Hogwartu, a Harry zmierzwił włosy, podziwiając ukradkiem figury swoich przyjaciółek. Wyrobiły się, trzeba im to przyznać... Każdą z nich będę miał na jedną noc. Ba, która nie oprze się mojemu urokowi i sławie? Potter uśmiechnął się do siebie. Nie obchodziło go zupełnie to, że po wojnie Ginny wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nie jest nim zainteresowana i nie wiąże z nim wspólnej przyszłości. To, co według niej połączyło ich podczas wojny, to była zwykła potrzeba bliskości, kiedy życie któregoś z nich mogło zakończyć się w mgnieniu oka. Chłopcy puścili dziewczyny przodem. Gryfonki weszły do pierwszego wolnego przedziału i zamknęły zaklęciem drzwi. Chciały być same, potrzebowały rozmowy na osobności, bez wścibskich uszu Pottera i Weasleya. Młodzi mężczyźni, widząc taki obrót spraw, wzruszyli ramionami i poszli szukać innego wolnego przedziału.
- Harry, poczekaj! - przesłodzony głos Parvati Patil sprawił, że Potter zatrzymał się, patrząc na Rona z szelmowskim uśmiechem. O tak, kobiety same pchają się w paszczę lwa... Wybraniec otworzył drzwi przedziału i gestem zaprosił bliźniaczki Patil do środka, które niewybrednie zaczęły flirtować z zadowolonymi chłopcami.

***

Tymczasem cztery przedziały wcześniej dwie piękne Gryfonki rozmawiały, żywo gestykulując.
- Miona... Mam dość Pottera i mojego przygłupiego brata. Wojna ich zmieniła na gorsze. Myślą tylko o tym, żeby zaliczać naiwne dziewczyny. To już nie są ci sami chłopcy, z którymi się przyjaźniłyśmy. - rudowłosa westchnęła cicho i spojrzała na Hermionę.
- Wiem, Ginny. A w ogóle... Pewnie już czytałaś w Proroku, że widziano mnie z Malfoyem w Hogsmeade. Ta przebrzydła Skeeter akurat wtedy musiała się tam pojawić... - starsza Gryfonka skrzywiła się.
- Tak, czytałam... Wypisała o was takie brednie, według niej obściskiwaliście się w Trzech Miotłach. Miona, jak ktokolwiek mógłby w to uwierzyć? Przecież wszyscy wiedzą, że Skeeter kłamie. Tylko... Dlaczego byliście tam razem? Przecież się nienawidzicie! - Ginny złapała Hermionę za rękę i spojrzała jej w oczy.
- Potrzebował pomocy. - Hermiona zamilkła, układając w głowie schemat rozmowy. Ginny spojrzała na nią zdumiona.
- Słucham? Malfoy potrzebował pomocy? I otrzymał pomoc od ciebie? Chyba mnie słuch myli... - Weasleyówna oparła się czołem o szybę.
- Nie myli cię, Ginny. Pamiętasz, jak musiał przejść na stronę Czarnego Pana? Nie miał wyboru. Zrobił to z miłości do swoich rodziców. Gdyby się sprzeciwił, byłby teraz sierotą. Poza tym, on tak naprawdę nigdy nie chciał zagrozić życiu Dumbledore'a. Nie potrafił sobie poradzić z myślami, nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Wszyscy zostawili go samemu sobie. Trafiłam na niego przez przypadek w Hogsmeade, miał zamiar się upić, ale mu przeszkodziłam. I bardzo dobrze zrobiłam, inaczej niczego z tamtej rozmowy by nie zapamiętał. - Długo wtedy rozmawialiśmy... Pomijając mały, nic nie znaczący akt czułości, który nastąpił przez całkowity przypadek i o którym powinnam zapomnieć, a tym bardziej nikomu o nim nie mówić. - Teraz, po upadku Voldemorta... Mroczne Znaki powoli znikają z ciał byłych śmierciożerców, wiesz? Pokazał mi swoje przedramię, żeby mi udowodnić. Nikt już nie jest zniewolony. Draco nigdy nie był zły... - Hermiona urwała, zdając sobie sprawę, że właśnie posunęła się o krok za daleko i ułożony przez nią schemat rozmowy runął. Ginny spojrzała na przyjaciółkę z niedowierzaniem. Zapadła cisza, która szybko została przerwana głośnym pukaniem w szybę. Gryfonki spojrzały w szybę przedziału i ujrzały dwóch Ślizgonów; ciemnoskórego, brązowookiego bruneta - Blaise'a Zabiniego w towarzystwie równie wysokiego, stalowookiego blondyna - Dracona Malfoya...

piątek, 18 października 2013

Prolog.

Stalowooki blondyn krążył po swoim pokoju. Był wyraźnie zdenerwowany, rozmyślał o wydarzeniach z początku maja, o ostatecznym upadku Czarnego Pana, o wciąż rosnącej chwale Wybrańca, o nadchodzącym powrocie do szkoły i o pewnej młodej kobiecie, która w niezwykły sposób okazała mu serce, mimo tego, że przez siedem lat bezustannie ją gnębił. Przestań, idioto. Ona niczego do ciebie nie czuje, a ty nie czujesz niczego do niej. Dlaczego w ogóle pozwoliłem na pomoc od niej? To wszystko powinno było potoczyć się inaczej. Sumienie Malfoya nie dawało mu spokoju. Zrezygnowany usiadł w fotelu, nalał do szklanki ognistej whisky i używając zaklęcia zaczął pakować kufer.
- Siódmy rok po raz drugi nie może wróżyć niczego dobrego. - mruknął do siebie, popijając whisky. Zajęty własnymi myślami dopiero po chwili usłyszał pukanie do drzwi, które stawało się coraz głośniejsze. Kto śmie mi przeszkadzać...
- Proszę. - oderwał wzrok od szklanki i wbił przenikliwe spojrzenie w otwierające się drzwi.
- Draco, kochanie, chciałam z tobą porozmawiać, zanim wybierzesz się na dworzec. - matka młodego panicza uśmiechnęła się delikatnie.
- Oczywiście, matko. Spocznij. - Draco wskazał jej fotel naprzeciw swojego i postawił przed nią szklankę z ognistą. O co może jej chodzić? Nigdy nie zwracała się do mnie takim tonem...
- Twój ojciec i ja... Podjęliśmy pewną decyzję. Mianowicie... - Narcyza podniosła szklankę do ust, dając po sobie poznać zdenerwowanie, którego starała się nigdy nie okazywać przed synem. - Nikt w tej rodzinie nie będzie już wyznaczał granic co do twojego małżeństwa... Co do zachowania czystości krwi. Synu, chcę, abyś był szczęśliwy. Do moich uszu dotarły plotki, że po wojnie zacząłeś się zadawać z pewną młodą kobietą... - Narcyza urwała, patrząc niepewnie na swojego jedynego dziedzica.
- Ona nic dla mnie nie znaczy. - Draco spojrzał na matkę obojętnie i wzruszył ramionami.
- Widziano was razem w Hogsmeade, podobno nie było to zwyczajne, koleżeńskie spotkanie. - Narcyza spojrzała na syna uśmiechając się nieznacznie.
- Matko, ona jest zwykłą, brudną szlamą. Szlamą, rozumiesz? - Draco poderwał się z fotela zirytowany. - Nawet, jeśli zmieniliście zdanie co do czystości krwi mojej przyszłej wybranki, to jest cios dla mojej godności! Sugerowanie małżeństwa ze szlamą, dobre sobie! - blondyn wściekłym machnięciem różdżki zatrzasnął kufer, narzucił na ramiona butelkowozieloną szatę i deportował się prosto na peron 9 i 3/4.

Początek.

Witajcie.
Jestem Draconia, a to mój pierwszy blog o tematyce Dramione. Mam nadzieję, iż przyjmie się on pozytywnie. Będę robić wszystko, co w mojej mocy, aby opowiadanie przypadło Wam do gustu. Na razie nie mam zaplanowanej liczby rozdziałów, pozwolę historii toczyć się własnym torem.
Fabuła obejmuje wydarzenia po wojnie, nie zamierzam wskrzeszać żadnej z postaci uśmierconych przez panią Rowling, aczkolwiek ani Hermiona, ani Ginny nie będą poślubione Harry'emu i Ronowi.
Z góry przepraszam za ewentualne podobieństwa do innych opowiadań o tej tematyce - czytałam mnóstwo tych historii, ale nie w mojej naturze leży kopiowanie cudzych pomysłów.
Zapraszam!